|
|
BUDUJEMY NOWĄ KOTŁOWNIĘ DLA MIASTA
- Obecnie niewątpliwie największym wyzwaniem, przed jakim stają władze gminy, jest budowa kotłowni cieplnej dla miasta na biomasę. Decyzja o realizacji tej strategicznej inwestycji zapadła jeszcze w ubiegłej kadencji ...
|
|
ZAPISKI "NASZEGO" DYREKTORA
- Niezwykle wzruszająca była prezentacja książki "Zapiski o Powstaniu Warszawskim 1944"Jana Szypowskiego, pierwszego dyrektora Wytwórni Amunicji Nr 3 w Dębie. Spotkanie miało miejsce 15 marca na Zamku Królewskim ...
|
WSPOMINAJĄC ŚP. KS. ANTONIEGO NIZIOŁA
- Z naszego środowiska odszedł po nagrodę do Pana, w roku przeżywania złotego jubileuszu kapłaństwa, śp. ks. kanonik Antoni Nizioł. Kim był i jakie były w ogólnym zarysie koleje jego stosunkowo długiego życia ...
|
KOMPUTERY W SZKOLE
- Szkoła Podstawowa w Tarnowskiej Woli dołączyła do grona szkół będących bliżej świata. 15 stycznia tego roku miało miejsce uroczyste otwarcie pracowni komputerowej, która służyć będzie uczniom i mieszkańcom Tarnowskiej Woli oraz uczniom ze Szkoły Podstawowej w Alfredówce ...
|
|
JAK SIĘ ZACHOWAĆ NA STAWACH
- Zbliża się wiosna. Wielu mieszkańców naszej gminy - i nie tylko - wyruszy na wycieczki w celu podglądania budzącej się z zimowego letargu przyrody. Zaczyna wracać z dalekiej zamorskiej podróży ptactwo wędrowne. Nadchodzi czas na gody wielu zwierząt ...
|
LEGENDA O ROZALINIE
- Łopowiem wom ło tem, jak powstała nazwa wsi Rozalyn. A było to tak:
Hrabia Tarnowski mioł córkę Rozalyję. Piękno to hrabięnka była i straśnie miała dobre serce ...
|
BUDUJEMY NOWĄ KOTŁOWNIĘ DLA MIASTA
|
Wymiana sieci cieplnych
|
Obecnie niewątpliwie największym wyzwaniem, przed jakim stają władze gminy, jest budowa kotłowni cieplnej dla miasta na biomasę. Decyzja o realizacji tej strategicznej inwestycji zapadła jeszcze w ubiegłej kadencji. Do tego czasu ciepło dostarczane było z Zakładu Czynników Energetycznych, wyłonionego z dawnych struktur ZM DEZAMET S.A. Aktualnie ciepło produkowane jest w ZCE w oparciu o węgiel i miał węglowy.
Od roku 1998 mamy do czynienia z procesem odchodzenia od dotychczasowego dostawcy kolejnych odbiorców ciepła - Nowodębskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Zespołu Szkół Nr 1, Tarnobrzeskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, którzy wybudowali własne kotłownie gazowe. Okresowe kłopoty finansowe ZCE w sezonach zimowych, wymagające zaliczkowania przez PGKiM zakupu paliwa, odczuli sami mieszkańcy, i to zarówno w kosztach zakupu, jak i nierytmicznych dostawach ciepłej wody w sezonach letnich. Jeśli do tego dodać straty na przesyle rurociągiem, to władze gminy musiały przystąpić do opracowania założeń do planu zaopatrzenia w energie cieplną, aby przeciwdziałać zagrożeniom, jakie występowały. Po opracowaniu założeń w 2000 roku, przystąpiono do opracowania "Planu zaopatrzenia w energię cieplną, elektryczna i paliwa gazowe dla miasta Nowa Dęba", który Rada Miejska przyjęła w styczniu 2001 r.
Plan zaopatrzenia zawierał dwa warianty. Pierwszy opierał się o dotychczasowego producenta - ZCE, co wymagało wymiany przestarzałych urządzeń w firmie oraz modernizacji rurociągu przesyłowego o długości 3 km. Koszty w tym przypadku byłyby ogromne. Drugi wariant przewidywał budowę lokalnego źródła ciepła w mieście. Dlatego władze samorządowe zdecydowały się na budowę własnej ciepłowni, w zasadzie dla potrzeb zasobów komunalnych, gdyż dwie spółdzielnie przeszły na ogrzewanie gazowe. Zapadła przy tym decyzja, że należy pójść w kierunku taniej i czystej ekologicznie energii cieplnej wytwarzanej z biomasy. Jako paliwo zdecydowano się wybrać zrębki drewniane. Ostatecznie przygotowany został program pn. "Budowa ciepłowni miejskiej o mocy 8 MW opalanej zrębami drewnianymi dla miasta Nowa Dęba wraz z zakładem przygotowania paliwa oraz wdrożenie plantacyjnej produkcji biomasy wierzbowej z wykorzystaniem do nawożenia plantacji przetworzonych odpadów ściekowych z miejskiej oczyszczalni ścieków". Tak kompleksowy projekt dawał możliwość pozyskania znacznych dotacji dla tej inwestycji.
Wdrożenie biopaliwa wpisuje się w politykę rządu, zakładającą wzrost udziału energii odnawialnej w bilansie energetycznym do 7,5% w 2010 r. oraz do 14% w 2020 r. Jako paliwo zastosowane zostaną zrębki drewniane z wierzby energetycznej, której trzeba będzie zasadzić ok. 500 ha, aby pokryć zapotrzebowanie (80-90% wierzby w paliwie). To jest szansą dla naszych rolników, którzy w ostatnim czasie ugorują znaczne obszary swoich gruntów. Do nawożenia tych plantacji wierzbowych wykorzystywany będzie preparat organiczny z naszej oczyszczalni ścieków. Istotne dla mieszkańców będzie również to, że zastosowanie nowej technologii pozwoli przynajmniej nie rosnąć cenom energii cieplnej.
Obecnie rozpoczynamy proces budowy kotłowni miejskiej i wymiany przestarzałych ciepłociągów, co też jest istotnym atutem tego programu. Projektantem tego zadania była firma "Instal-Projekt" z Olsztyna, a obecnie przeprojektowuje go, dostosowując do obecnych uwarunkowań, firma "Projekto-Bud" z Rzeszowa.
Generalnym wykonawcą inwestycji jest konsorcjum ELEKTRIM-MEGADEX z Warszawy i HEISE&GOSTKOWSKI z Elbląga.
Wartość całego zadania wyniesie 10,6 mln zł. W chwili obecnej władze gminy podpisały umowę na dotację z EkoFunduszu w wysokości 4,55 mln zł oraz na pożyczkę (na preferencyjnych warunkach) z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na kwotę 3,12 mln zł. W najbliższym czasie podpisana zostanie jest jeszcze umowa z WFOŚiGW na kwotę 2,2 mln zł. Zadanie wesprzemy również własnymi środkami, głównie z GFOŚiGW. Na obecną chwilę Gmina na realizację tego projektu poniosła następujące wydatki - 710 tys. zł ze środków własnych, Powiatu Tarnobrzeskiego i PGKiM; 394 tys. zł ze środków NFOŚiGW oraz 909 tys. zł ze środków fundacji Ekofundusz.
Wsparcie z tych instytucji było możliwe, ponieważ przyjęty program realizacji tej inwestycji zawiera wiele ciekawych aspektów, o których była już mowa wcześniej. Dodać tu można jeszcze o zmianie w atmosferze: zredukowany będzie dwutlenek siarki o 90%, tlenek węgla o 77%, dwutlenek węgla o 22%, tlenku azotu o 8%, pyłów o 89%.
Podstawową częścią zadania jest budowa kotłowni o mocy 8 MW, opartej na 2 kotłach francuskiej firmy "Compter". Powstanie ona na terenie bazy PGKiM. W mieście będzie również w ramach tego zadania wymieniana sieć cieplna i przyłącza w systemie rur preizolowanych O 32-300 ( trwałości ponad 30 lat). Łączna długość wymienianych sieci wyniesie 5,5 km. W odległości 2 km od kotłowni (poza miastem) powstanie baza surowcowa, służąca do magazynowania paliwa, które będzie przewożone do magazynu usytuowanego przy ciepłowni.
Ciepło z tej kotłowni popłynie do 50 budynków wielomieszkaniowych o łącznej powierzchni 75 tys. m2.
Realizowane przez Gminę Nowa Dęba zadanie jest pierwszym tego typu w Polsce południowo-wschodniej. Będzie więc promować w tej części naszego kraju paliwa odnawialne, ale także naszą gminę. A to będzie szansą na pozyskiwanie kolejnych środków na realizację proekologicznych zadań w Nowej Dębie.
ALEKSANDER MOKRZYCKI
|
POWRÓT DO SPISU
ZAPISKI "NASZEGO"DYREKTORA
Niezwykle wzruszająca była prezentacja książki "Zapiski o Powstaniu Warszawskim 1944" Jana Szypowskiego, pierwszego dyrektora Wytwórni Amunicji Nr 3 w Dębie. Spotkanie miało miejsce 15 marca na Zamku Królewskim, a wzięli w nim udział żołnierze J. Szypowskiego "Leśnika" oraz przedstawiciele związanej z nim Nowej Dęby - Marian Piechota z ZM DEZAMET S.A., Jerzy Sudoł, wicestarosta i Wiesław Ordon, sekretarz gminy.
Spotkanie poprowadził prawnuk "Leśnika", a rozpoczęło się ono od wspomnień jego podkomendnego Bronisława Trońskiego, wiceprezesa Związku Powstańców Warszawy. Podkreślił on mocno, że postać Szypowskiego odróżniała się od innych, które poznał w powstaniu. Kiedy inni dowódcy prowadzili działania ze swoich kwater, "Leśnik" brał udział w bezpośredniej walce z Niemcami. Przykładem tego była udana akcja odbicia więźniów z Pawiaka, a także unieruchomienie przez pułkownika miny samobieżnej "Goliat" podczas walk na Muranowie.
Podobnie wspominał go historyk powstania Juliusz Kulesza. Jak mówił, temperament oraz nieprzeciętna odwaga kazały mu bezpośrednio uczestniczyć w boju swych podkomendnych. Został porównany do księcia Józefa Poniatowskiego, który w przełomowym momencie w czasie bitwy w Falętach z Austriakami, szedł z karabinem w pierwszym szeregu na wroga.
J. Kulesza przypomniał również rolę zgrupowania "Leśników" w powstaniu, która pozostaje w cieniu mimo, że wiedza historyczna na ten temat się powiększa. Jednak w świadomości ludzi utrwalają się te postacie i oddziały, które znalazły swoje miejsce na kartach literatury, w kadrach filmu. Dlatego trzeba przypominać tych ludzi, takich jak Szypowski, których zasługi są większe niż wiedza o nich.
Syn pułkownika J. Szypowskiego - Mirosław Szypowski mówił o tym, co zdecydowało o podjęciu się dzieła wydania zapisek z powstania. Po pierwsze, to synowska powinność wobec ojca. Po drugie, to chęć wynagrodzenia goryczy, jakiej ojciec doznał od społeczeństwa po II wojnie światowej. Wielu uznawało takich ludzi jak Szypowski za zadżumionych. Jako przykład M. Szypowski przedstawił zdarzenie z lat powojennych, gdy przechodzący obok "Leśnika" żołnierze "wojska ludowego" nie oddali mu honoru, mimo, że był w mundurze pułkownika. To musiało boleć tego, który walczył o wolną Polskę. Po trzecie, w bogatej bibliografii powstańczej (8 tys.) brakuje wspomnień dowódców. A takimi są właśnie "Zapiski o Powstaniu Warszawskim 1944".
Książka wydana ładnie edytorsko, składa się z oryginalnych tekstów "Leśnika" (szefa uzbrojenia Komendy Głównej Armii Krajowej), których niestety jest mało, mimo, iż zamierzał prowadzić bardzo obszerne zapiski. Mamy zawarte na kartach tej książki oceny jego podkomendnych, wspomnienia jego dowódców, spojrzenie syna na swego ojca.
Warto zaglądnąć do tej książki, która przybliża nam tę postać, tak znaczącą dla Dęby i Wytwórni Amunicji Nr 3, której spadkobiercą jest DEZAMET.
NS
|
POWRÓT DO SPISU
WSPOMINAJĄC ŚP. KS. ANTONIEGO NIZIOŁA
Z naszego środowiska odszedł po nagrodę do Pana, w roku przeżywania złotego jubileuszu kapłaństwa, śp. ks. kanonik Antoni Nizioł. Kim był i jakie były w ogólnym zarysie koleje jego stosunkowo długiego życia?
Urodził się 25 maja 1918 r. w Chmielniku k/Rzeszowa, gdzie w miejscowym kościele parafialnym od lat czczony jest obraz Matki Bożej Łaskawej, koronowany za staraniem obecnego proboszcza ks. Tadeusza Wołosza (pochodzącego z Krzątki, absolwenta Liceum Ogólnokształcącego w Nowej Dębie), przez ks. bpa Kazimierza Górnego koronami, które 4 maja 1997 r. poświęcił w Rzymie Jan Paweł II. Bardzo sobie cenił ten obraz i wielokrotnie wyjeżdżał do Chmielnika, aby tam na miejscu się pomodlić, nawiedzić miejscowość urodzenia. Często wspominał i dziękował za zawiezienie go na uroczystości koronacyjne, po których tam pozostał, aby po wszystkim móc spokojnie zanosić modły do Boga przez pośrednictwo Maryi. Utrzymywał kontakt z miejscami swojej młodości. Wyrazem tych kontaktów bywały także odwiedziny u niego sióstr zakonnych z Jaćmierza, które opiekują się grobem jego rodziców na miejscowym cmentarzu. A jego rodzicami byli Wawrzyniec i Katarzyna Pietrzkiewicz.
W latach dzieciństwa i młodości związany był z Jaćmierzem, gdzie przeniosła się rodzina w poszukiwaniu pracy. Szkołę średnią ukończył w Łańcucie. Pochodził z ubogiej rodziny chłopskiej, przepojonej duchem prostej ale bardzo szczerej i ofiarnej pobożności. Z ogromnym szacunkiem wyrażał się o swoich rodzicach, zwłaszcza o mamie mówiąc o niej w liczbie mnogiej dla podkreślenia wielkiego szacunku: "mama mówili, zrobili".
Niełatwe warunki domowe zmusiły go jeszcze jako młodego chłopca do pracy zarobkowej na własne utrzymanie, a także by pomóc rodzicom i rodzeństwu. Dopiero w późniejszym okresie już jako dorosły młodzieniec zdobywa średnie wykształcenie, by móc zrealizować pragnienie swego serca i dopiero w wieku 29 lat wstępuje w 1947 r. do Seminarium Duchownego w Przemyślu, które kończy przyjęciem święceń kapłańskich 22 czerwca 1952 roku z rąk ks. bpa Franciszka Bardy.
W swoich deklaracjach w Seminarium napisał m.in.: "Do stanu duchownego wstępuję z własnej chęci. Nikt mnie do stanu duchownego nie namawiał, owszem odradzano mi. Do wyższych studiów poza teologią nie miałem chęci. Wybieram stan duchowny z pobudek nadprzyrodzonych. Motywuję to pragnieniem służenia Panu Bogu w kapłaństwie. Po ukończeniu szkoły powszechnej pragnąłem się dalej kształcić, aby zostać księdzem. Jednak z powodu ciężkich warunków materialnych matki - wdowy, nie mogłem się uczyć dalej. Jako 16 - letni chłopak starałem się o przyjęcie do zakonu Franciszkanów, ale w ostatniej chwili się wstrzymałem.
Z biegiem lat odczuwałem coraz większą tęsknotę do stanu duchownego, ale o tym nikomu nie mówiłem. Zostawszy zakrystianem w 1941 roku na 2 lata jakobym przygasił moje pragnienia. Kiedy nadszedł 24.X. 1943 i ujrzałem u stóp Matki Najświętszej w Starej Wsi 47 neoprezbiterów, postanowiłem zacząć uczyć się. Przy pomocy łaski Bożej i dobrych choć obcych ludzi zdałem egzamin dojrzałości 8.VII. 1947.
Po otrzymaniu świadectwa z radością w sercu zadzwoniłem do bramy Seminarium Duchownego. Co do mego powołania jestem prawie pewny i zupełnie zdecydowanym. W razie poważnych wątpliwości co do swego powołania, sam dobrowolnie jeszcze przed subdiakonatem opuszczę Seminarium.
Obowiązki kapłańskie starałem się jak najdokładniej poznać i jestem zdecydowany skrupulatnie je zachować zwłaszcza czystość i celibat. Ćwiczenia duchowne w tym zakresie, jak się w Seminarium odprawia nie wydają mi się ciężkie i mam przekonanie, że przy łasce Bożej potrafię je odprawiać przez całe życie. Posłuszeństwo w mym życiu odegrało wielka rolę, toteż bardzo go kocham i przyrzekam , że tak w Seminarium względem Przełożonych, jak i w przyszłości względem księdza Biskupa Ordynariusza będę przestrzegał zasad posłuszeństwa chętnie, wiernie i dokładnie. Będę się kierował przez całe życie motywami i pobudkami opartymi na wierze świętej. Czuje się zdrów i nie odczuwam specjalnych dolegliwości. /.../ Ciągle trwam ze wzrastającym pragnieniem służenia Panu Bogu w stanie duchownym. Nie mam wątpliwości, z powodu których miałbym opuścić stan duchowny."
Swoją posługę jako kapłan rozpoczął od Jaślisk, poprzez Rudnę Wielką, Jasionkę, Rybotycze, Zaborów, Ostrów k/Radymna, Warzyce, Kopki, Radomyśl n/Sanem i Nową Dębę, gdzie przebywał jednorazowo najdłużej, bo aż 11lat. W Domu Pomocy Społecznej znalazł się m. in. dlatego, ponieważ opiekował się chorym bratem, z którym razem tu mieszkał, a który niedługo po przybyciu do Dęby zmarł.
Ks. Antoni wszedł bardzo mocno w środowisko Nowej Dęby. Zwłaszcza bliski i żywy był jego kontakt z emerytami i rencistami. Zawsze pogodny, radosny i wesoły. Tę pogodę ducha i radość zaszczepiał u innych. Trudno było być smutnym czy zamyślonym w jego obecności. Sprytnie wychwytywał wszędzie pozytywne aspekty życia, szukał tego co niesie radość i optymizm. Nie znaczy to jednak, że unikał poważnych i odpowiedzialnych tematów. Był bardzo zatroskany o dobro i o poważne i odpowiedzialne traktowanie życia. Niepokoił go fakt wulgaryzmów w wyrażaniu, nie tylko wśród dzieci i młodzieży, ale także wśród dorosłych, którzy w tym względzie nie zawsze dają dobry przykład młodemu pokoleniu. Smuciła go bezmyślność i brak poszanowania wysiłku i pracy innych, wyrażający się m.in. w napisach na ścianach budynków. Mocno przeżywał atmosferę przełomu starego i nowego roku oraz towarzyszące temu krzyki, a nawet burdy łączone zwykle z piciem alkoholu. Pytał z tej okazji, co robią rodzice, którzy pozwalają, żeby nieletni uczniowie szkoły podstawowej w środku nocy przebywali poza mieszkaniem bez nadzoru i kontroli rodziców. Ubolewał bardzo nad tym i stawiał sobie pytanie, jaka czeka nas przyszłość.
Chętnie przychodził z pomocą, zwłaszcza w spowiedzi świętej, nie tylko w kościołach Nowej Dęby, ale także w dekanacie i wszędzie tam gdzie była taka potrzeba. Pamiętam jak się cieszył kiedy go poprosiłem, aby w okresie Adwentu przeprowadził 40-godzinne nabożeństwo eucharystyczne w kościele Matki Bożej Królowej Polski. Jego odpowiedź na powyższą propozycję wyraziła się w słowach, iż z radością to zrobi. Dzięki temu czuje się potrzebny i pożyteczny. To podtrzymuje go na duchu, dodaje sił i chęci do życia.
Był także bardzo towarzyski. Lubił odwiedzać poszczególne parafie i księży nie tylko w dekanacie. Jego pasją i rozrywką było chodzenie po lesie za grzybami, bo ze zbieraniem jagód było nieco gorzej, gdyż miał problem ze schylaniem się. Mówił wprost, że do zbierania jagód się nie nadaje. Gdy tylko starczało mu sił uczestniczył czynnie w imprezach organizowanych przez pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej. Żył radościami i problemami tej wspólnoty.
Dosyć trudna była jego droga do Chrystusowego ołtarza, dlatego też w sposób szczególny wdzięczny był Panu Bogu za laskę powołania kapłańskiego. Wyraził to m. in. w swoim testamencie pisząc: "Dziękuję Bogu za wszystkie dobrodziejstwa, a zwłaszcza za łaskę powołania do kapłaństwa oraz polecając za przyczyną Matki Najświętszej moją duszę Miłosierdziu Serca Jezusowego na wypadek mojej śmierci...".
Bardzo był zatroskany o powołanie kapłańskie w parafiach, w których pracował. Wiele razy mówił z entuzjazmem o przygotowywanych prymicjach dla swoich kleryków. Za szczególną łaskę poczytywał sobie fakt, że Mszę św. prymicyjną za jego proboszczowania w Kopkach odprawiał Sługa Boży ks. Jerzy Popiełuszko. Jako zakładkę w brewiarzu miał jego prymicyjny obrazek. Miał taki zwyczaj, przyjmując to jako nawet swego rodzaju obowiązek, że w każdy czwartek miesiąca zanosił modlitwę o dobre i liczne powołania kapłańskie i zakonne, a w I czwartek miesiąca ofiarował w tej intencji Mszę św. Ta myśl ciągle go nurtowała - jakość i ilość powołań kapłańskich. W swojej ostatniej woli zaznaczył: "Proszę o modlitwę moich konfratrów, przyjaciół, szczególnie proszę mieć w pamięci pierwsze czwartki miesiąca, za licznymi i godnymi powołaniami kapłańskimi".
Tu należy przytoczyć jeszcze inny fragment jego testamentu; "Żadnych oszczędności nie mam. Długów nie mam. Dziękuję za dobro Bogu i ludziom. Przepraszam za uchybienia, które nie były ze złej woli. Boga proszę o miłosierdzie i zbawienie mojej duszy. Ludzi przepraszam za ewentualne przykrości z mej strony. Książki przeznaczam do biblioteki Seminarium w Sandomierzu".
Koncelebrowanej Mszy św. pogrzebowej w Kościele p. w. Podwyższenia Krzyża Świętego przewodniczył ks. bp ordynariusz Andrzej Dzięga wraz z ks. bpem Edwardem Frankowskim i 64 kapłanami z archidiecezji przemyskiej , diecezji rzeszowskiej i sandomierskiej. Ksiądz rektor naszego Seminarium obliczył, że w obrzędach pogrzebowych brało w sumie udział 72 kapłanów, 12 kleryków, co w sumie dało liczbę 84, a więc taką, ile lat przeżył zmarły kapłan. Biogram śp. ks. Antoniego przedstawił ks. prałat Zygmunt Wawrzyszko, który znał go jeszcze z czasów seminaryjnych. Homilię w czasie Mszy wygłosił ks. bp ordynariusz A. Dzięga.
Należy tu także zauważyć i podkreślić dużą liczbę osób uczestniczących w obrzędach pogrzebowych z miejscowych Parafii i delegacje z tych, w których zmarły kapłan pracował. Na koniec słowa pożegnania i podziękowania wyrazili: ks. dziekan M. Wolanin, proboszcz ks. prałat E. M. Nycz i ks. rektor M. Mierzwa.
Konduktowi pogrzebowemu na miejscowy cmentarz komunalny przewodniczył ks. bp E. Frankowski, który jeszcze na zakończenie podziękował kapłanom i wiernym za udział w pogrzebie. Zabrała także głos przedstawicielka emerytów, z którymi ks. Antoni od samego początku pobytu w Nowej Dębie był bardzo związany i zaangażowany w ich działalność kulturalną.
"Miejsce pogrzebu - Nowa Dęba. Dziękuję za dobre i szczere serca w potrzebach kapłana". Spełniając to Jego życzenie został pochowany obok pierwszego proboszcza Nowej Dęby ks. prałata Henryka Łagockiego.
Pan wezwał go do siebie w dniu szczególnym, 24 grudnia, w Wigilię Bożego Narodzenia 2002 roku.
I na koniec jeszcze kilka wypowiedzi kapłanów o zmarłym: "Miał prostą dziecięcą wiarę. Kapłan o wielkim nabożeństwie do Matki Bożej. Ksiądz miłujący bardzo Kościół Powszechny, kapłanów, Seminarium Duchowne, kleryków. Miał dobre serce i był bardzo uczynny. Nie zwracał uwagi na sprawy materialne.
Prosty w życiu i zachowaniu. Nie miał jakichś specjalnych wymagań. Umiał cieszyć się z drobnych spraw. Jego prostota i szczerość mogła być niekiedy odbierana jako naiwność, ale u niego nie było wyrachowania, ludzkich obliczeń. Co miał w sercu, to było na jego ustach. Przeżywał czasem duchowe rozterki, ale na końcu mówił, że Pan Bóg wie co robi."
Dobry Jezu a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie.
ks. Mieczysław Wolanin
|
POWRÓT DO SPISU
KOMPUTERY W SZKOLE
|
Pracownia komputerowa w SP Tarnowska Wola
|
Szkoła Podstawowa w Tarnowskiej Woli dołączyła do grona szkół będących bliżej świata. 15 stycznia tego roku miało miejsce uroczyste otwarcie pracowni komputerowej, która służyć będzie uczniom i mieszkańcom Tarnowskiej Woli oraz uczniom ze Szkoły Podstawowej w Alfredówce.
Wszystko zaczęło się w maju 2002 r., gdy Szkoła Podstawowa w Tarnowskiej Woli obchodziła 40-lecie istnienia w obecnym budynku szkolnym. Podczas tej uroczystości, w imieniu rodziców i mieszkańców wsi, sołtys Józef Sadecki przekazał 8 tys. złotych na zakup komputerów. Do tego daru dołożyły się Zakłady Metalowe DEZAMET S.A. w Nowej Dębie przekazując jeden komputer i finansując wykonanie instalacji elektrycznej i sieciowej na kwotę 4 tys. złotych. Starania dyrektor Marzeny Zöllner zaowocowały przekazaniem przez Burmistrza Miasta i Gminy Nowa Dęba 2 tys. złotych. Dzięki temu udało się urządzić i wyposażyć 7-stanowiskową pracownię z dostępem do Internetu.
Uroczystość otwarcia sali komputerowej rozpoczęła się od występów uczniów, którzy przygotowali część artystyczną "Od koła do komputera". Po prezentacji dzieci, głos zabrała dyrektor szkoły M. Zöllner, która przedstawiła krótką historię rozwoju komputeryzacji oraz wręczyła pamiątkowe dyplomy z podziękowaniem tym, którzy przyczynili się do powstania szkolnej pracowni komputerowej, dedykując im słowa H. von Kleista "Im więcej oddajemy z naszego życia innym, tym większa staje się jego wartość". Po podziękowaniach głos zabrali zaproszeni goście: burmistrz Józef Czekalski, zastępca przewodniczącego Rady Miejskiej - radny wsi Tarnowska Wola Aleksander Sawicki i proboszcz ks. Antoni Sanecki. Zarówno w przemówieniach gości, jak i występach dzieci przewijała się myśl, że "...komputer to nowoczesność i okno na świat ale trzeba mądrze i rozważnie z niego korzystać".
Przecięcia wstęgi do sali komputerowej dokonał burmistrz J. Czekalski, radny Józef Sadecki i przedstawicielka Zakładów Metalowych DEZAMET S.A. Krystyna Bystrzyk, a proboszcz ks. A. Sanecki poświęcił pracownię. Wchodzący do sali zobaczyli na monitorach napis "Witamy gości w pracowni komputerowej", który ich mile zaskoczył, a niespodziankę sprawili uczniowie szkoły, prezentując własną stronę internetową, opracowaną wspólnie z nauczycielem informatyki Markiem Olichwierem.
Nowa pracownia sprawiła dzieciom radość, a szkole pozwoliła stać się placówką oświatową na miarę XXI wieku.
Wyrażamy wdzięczność tym wszystkim, dzięki którym nasi uczniowie mogą swobodnie poruszać się po całym świecie i wzbogacać swoją wiedzę, a komputer przestał być dla nich nieosiągalnym marzeniem.
Obecnie pracownia służy nie tylko uczniom, absolwentom szkoły, ale i mieszkańcom Tarnowskiej Woli. Przychodzą oni do szkolnej kawiarenki internetowej i korzystają z zasobów światowej sieci komputerowej.
Grażyna Kapusta
Teresa Kordas
|
POWRÓT DO SPISU
" NIE MA EUROPY BEZ POLSKI, A POLSKI BEZ EUROPY"
|
Otwarcie wystawy - od lewej burmistrz J. Czekalski, z-ca dyr. A. Byczkowski, M. Mroczek
|
Od 21 marca, czyli Pierwszego Dnia Wiosny, zwanego również Dniem Wagarowicza, w SOKu można było oglądać przez tydzień wystawę poświęconą Unii Europejskiej i krajom unijnym.
Przygotowali ją uczniowie Gimnazjum nr 1 i Zespół Szkól nr 2 wraz z opiekunami: Marią Mroczek (nauczyciel geografii), Beatą Sado (nauczyciel geografii), Marią Jachyrą (nauczyciel informatyki ). Wystawa poświęcona była krajom unijnym, krajom wstępującym do UE, jak i samej Unii.
Już przed jej rozpoczęciem wzbudziła duże zainteresowanie wśród zebranych uczniów i gości. Można było zobaczyć na niej m.in. przygotowane przez samych uczniów albumy, mapy, plakaty, różnego rodzaju eksponaty ( m.in. makiety Big Bena, Europy) ukazujące historię powstania i rozwój Unii Europejskiej oraz poszczególnych państw, które ją tworzą. Szczególną uwagę przyciągała wieża Eiffla wykonana z zapałek przez ucznia Mateusza Tomczyka oraz prezentacja multimedialna " Nasza Europa, Twoje miejsce", która zawierała projekty o tematyce unijnej, przygotowana pod kierunkiem M. Jachyry. Każdy mógł znaleźć coś interesującego.
Zwiedzający mogli również poznać symbole Unii, czyli flagę, hymn i walutę (? - euro) oraz wpisać się do kroniki klasowej. Rozdawano też ulotki informacyjne.
Poprzez wystawę chcieliśmy poszerzyć głównie informacje o integracji gospodarczej i kulturowej kontynentu. Wypowiedzi zwiedzających wykazują, że cel ten został osiągnięty.
Otwarcia wystawy dokonali: burmistrz miasta i gminy Nowa Dęba Józef Czekalski, dyrektor ZS Nr 2 Adam Niemczak, przewodniczący Komisji Oświaty Stanisław Skimina. Wśród zaproszonych gości byli: dyr. BOJS Zygmunt Żołądź, z-ca dyr. ZS Nr 2 Andrzej Byczkowski, Aneta Rozmus i Konrad Gurdak z Gminnego Ośrodka Informacji Europejskiej oraz dyrektorzy szkół.
MARIA MROCZEK
|
POWRÓT DO SPISU
JAK SIĘ ZACHOWAĆ NA STAWACH
|
Stawy zimą
|
Zbliża się wiosna. Wielu mieszkańców naszej gminy - i nie tylko - wyruszy na wycieczki w celu podglądania budzącej się z zimowego letargu przyrody. Zaczyna wracać z dalekiej zamorskiej podróży ptactwo wędrowne. Nadchodzi czas na gody wielu zwierząt.
Jest co oglądać w tych ciekawych sprawach w naszej gminie.
Jednym z takich obiektów dla podglądaczy przyrody jest, nie wszystkim znany, cenny obiekt przyrodniczy, jaki stanowi kompleks stawów rybnych w Budzie Stalowskiej. Wartość przyrodniczą tego obiektu dostrzegli przyrodnicy krajowi, bowiem jako nieliczny został wprowadzony do programu unijnego "Natura 2000". Głównym zadaniem w tym programie dla naszych stawów będzie ochrona miejsca przebywania czapli purpurowej. Jest to jeden z rzadkich ptaków objętych międzynarodową ochroną.
Stawy w Budzie Stalowskiej są jednocześnie istotnym zakładem pracy produkcji rolniczej: produkuje się tu ryby słodkowodne. Zakład to miejsce pracy dla 25 okolicznych mieszkańców. Działalność gospodarcza w Budzie Stalowskiej nie koliduje z rolą stawów, jaką nadaje im program "Natura 2000".
Od 2001 r. Stawy w Budzie Stalowskiej znalazły się pod nowym zarządem. W 2002 r. Wojewoda Podkarpacki zgodnie z ustawą z dn. 18.04.1985 r. - o rybactwie śródlądowym, nadał tutejszym stawom status tzw. obrębu handlowego. W związku z tym wejścia na stawy zostały oznakowane w sposób zgodny z w/w ustawą oraz stosownym rozporządzeniem ministra rolnictwa i rozwoju wsi.
Zgodnie ze wspomnianą ustawą do obrębu handlowego, czyli na teren stawów, wstęp wymaga uzgodnienia z uprawionym do rybactwa, czyli z prowadzącym gospodarkę rybacką na stawach.
Informując mieszkańców naszej gminy o nowych zasadach obowiązujących na stawach w Budzie Stalowskiej - pragnę zapewnić i poinformować, że każdy, kto w celach szlachetnych i nieszkodliwych chce odwiedzić stawy i podpatrywać życie zwierząt i przyrodę, może to uczynić bez żadnych obaw, że zmienił się status stawów.
Jedynym warunkiem do spełnienia dla zwiedzającego stawy jest obowiązek zgłoszenia tego zamiaru gospodarzowi (na ścianie biura wisi specjalna skrzynka, do której trzeba wpisać swoje wejście na stawy). Zarządzający informuje, że nie będzie czynił przeszkód osobom, wycieczkom, ornitologom, itp. w zwiedzaniu stawów. Prosi jedynie o zachowanie ustawowego porządku, aby nie popadać w konflikt z policją, strażą miejską, strażą rybacką i nie narażać się na zbędny mandat karny.
Zapraszam na stawy wędkarzy na łowisko wędkarskie, które będzie uruchomione od czerwca.
Marian Słowiński
Gospodarstwo Rybackie
"GRĄDY"
(NS)
|
POWRÓT DO SPISU
LEGENDA O ROZALINIE
- Łopowiem wom ło tem, jak powstała nazwa wsi Rozalyn. A było to tak:
Hrabia Tarnowski mioł córkę Rozalyję. Piękno to hrabięnka była i straśnie miała dobre serce, ale chorowito, wicie, była - na nogi nie chodziła. Hrabia jeździł po świecie, turbował się łokrutnie ło zdrowie córki. Myśloł cem by ji tu radość sprawić. Zwoził rozmaite rzecy. Jak był w Krakowie to nabył łod krakowskich złotników taki ślicny naszyjnik i kulcyki. Hrabięnka cęsto siedziała w łogrodzie, cytała dużo, przejmowała się straśnie tęmy bidokiemi. Jak łojciec powrócił doł ji te klejnoty. Łosmutnioł zaroz, bo hrabięnka podziękowała i mówi: tatko, po co mi te łozdoby drogie, lepi łoddej to Jantosiowy, bo są bidne, chałupa sie jęm spolyła, dzieciny mają, toz to prędzy lo nich pomoc, a mnie na co! Myśloł, myśloł hrabia, co by to zrobić, wicie, zeby łona była rado. Pojeździł jesce, wicie, po swoich majątkach, przyjechoł tyz na Biele (bo tak się downi wieś nazywała), ji tak se chłopisko postanowiło, ze tu postawi koplyckę. Łopowiedzioł córce, ze wybuduje koplyckę, zeby się ludzie modlyly ło ji zdrowie. Hrabięnka sie bardzo rozradowała i mówiła, ze jak skąjcą budować, żeby ją zawiś, bo chce zobocyć. Budowa się zakąjczyła. Hrabięnka rano się budzi, a tu strasno jasność łod strony koplycki bije. Pyto się słuzby, co to, łone mówią, ze dzień wstaje, może przez to jasno. Hrabięnecka jedzie, wiezą ją pod kaplyckę. Schodzą się, wicie, ludzie. Każdy patrzy. Hrabięnke na stołku zanosą pod kaplyckę. Łona się modly, a potem wstaje ji jidzie do ludzi. Wicie, wszyscy patrzą i wołają: ludzie, ludzie, cud się stoł, hrabięnka zdrowie łodzyskała. Ji zacęni ją prosić, zeby na tą pamiątkę nasa wieś Rozalyn się nazywała. Hrabia kupił łobraz święty Rozalyji na łątorz do kaplycki. No i tak sie to stało. Łod tego casu wieś nazywo się Rozalyn.
Opowiadanie ANIELI HAJDUK z Rozalina (niedawno zmarłej) na konkursie na gawędę "Mowa naszych przodków" na Święcie Kultury Lasowiackiej w Cyganach (20 października 2002 r.). Opowiadanie zdobyło I miejsce.
Przedruk z "Życia Lasowiackiego", nr 1/2002
|
POWRÓT DO SPISU
|